Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o tem, że trwa ono tak krótko, zaledwie jedno mgnienie. „Tak coś było w tym rodzaju, pamiętasz? Ślicznie pomyślane. Iwan zamknął oczy obu rękami i patrzył w ziemię, drżąc na całem ciele. Głos mówił dalej.
To tylko pytanie, myślał mój młody filozof, czy taki okres wogóle kiedykolwiek nastąpi? Jeżeli tak, to rzecz skończona. Ludzkość stworzy sobie sama nowe prawa. Jeżeli jednak ze względu na zakorzenioną głupotę człowieka cała sprawa przewlecze się na jakie tysiąc lat jeszcze, to w takim razie ten, który już dziś poznał prawdę, ma przecie prawo urządzić sobie życie, jak mu się podoba i takiemu „wszystko jest dozwolone”. Nie dość na tem, jeżeli, co bardzo być może, okres taki nigdy nie nadejdzie, to i tak nowy człowiek może się uważać za pana swoich czynności, z których przed nikim nie potrzebuje zdawać sprawy i powinien usunąć z drogi swojej wszelkie przegrody i przeszkody, jakie mu stawiają przyjęte prawa, bo on przecie sam dla siebie prawa ustanowił. Wszystko to bardzo ładnie, ale jeśli człowiek taki zacznie robić łajdactwa, to pocóż mu na to sankcya prawdy, ale taki jest wasz rosyjski współczesny człowiek, że się i na łajdactwo nawet nie zdecyduje, dopóki nie uzyska na nie sankcyi jakiejś zasady.
Gość mówił z coraz to większem krasomówstwem, podnosząc głos coraz bardziej i patrząc urągliwie na Iwana. Ten jednak, dostrzegłszy to, porwał ze stołu szklankę i rzucił ją w głowę mówcy.
— Ach! mais c’est bète enfin! — krzyknął