Przejdź do zawartości

Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i nienawidzeić, a rozpłynie się we łzach skruchy i żałości. Nie powie wówczas: „Skwitowany jestem i nic ludziom nie winien” przeciwnie, uzna się dłużnikiem całej ludzkości i dla niej żyć zacznie. Wymówcie panowie słowa przebaczenia, przyjdzie to wam przecie tak łatwo, wobec tego, że nie macie ani jednego niezbitego dowodu winy. Pamiętajcie, że wyroku waszego słucha Rosya cała, ta Rosya, której sądy mają za cel swój odrodzenie, nie zaś ukaranie przestępcy. Jeżeli uczynicie zadość sprawiedliwości i miłosierdziu, zniknie wam z oczu rozszalała trójka, od której stronią ze wstrętem sąsiednie narody, a pozostanie wóz tryumfalny, ze wspaniałym spokojem dążący do celu. W rękach waszych nie tylko los klienta mego, ale i los naszej rosyjskiej prawdy, której jesteście stróżami i szafarzami, pokażcie, że w dobrem jest ręku i żeście godni stać na jej straży.
Gdy obrońca skończył swoją mowę, zerwała się niepohamowana burza oklasków i ogólnego zachwytu, kobiety płakały, płakali także niektórzy mężczyźni. Przewodniczący nawet nie próbował powściągnąć tych objawów zapału. Prokurator jednak nie dał za wygraną i ukazał się znów na trybunie, blady i wzruszony. Mówił krótkiemi, urywanemi zdaniami, mimo niezadowolenia publiczności, która stała stanowczo po stronie obrońcy. Prokurator usiłował nawet ściągnąć na swego przeciwnika zarzut spełnienia obrazy religii, a to dlatego, że ten ostatni, mówiąc o Chrystusie, użył parę razy wyrażenia „wielki miłośnik ludzkości.” Obrońca odparł te insynuacye z właści-