Strona:F. Dostojewski - Bracia Karamazow cz-6.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to święte miano? Nie dość jest urodzić, trzeba zasłużyć na macierzyństwo”. W tem miejscu rozległy się huczne oklaski, ale Fediukowicz zrobił ruch rękami, jakby się od tych oklasków opędzał i prosił o ciszę.
— Panowie — mówił dalej — młodzieniec, który ma ojca niegodnego, mimowoli zadaje sobie pytanie: I za cóż mam kochać mego ojca? Na to odpowiadają mu sucho: „Bo jest twoim ojcem”. „A czyż on kochał mnie kiedy?” myśli młodzieniec, czy myślał o mnie w chwili, gdy mi dawał życie? Prawdopodobnie nie pragnął wcale mego istnienia, ulegając namiętności, może pod wpływem wina. Pociąg do pijaństwa, oto jedyne dziedzictwo, które mu przekazał. Czy mam mu być za to wdzięczny?... „Ojcowie nie gorszcie synów waszych” — mówi pismo święte. Pozwalamy sobie powtórzyć te słowa, nie stosując ich tylko do tutejszych ojców, ale do wszystkich ojców całej Rosyi. Syn, któryby stanął przed ojcem swoim, pytając, za co go ma kochać, powinien usłyszeć odpowiedź. — Jeśli ojciec jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie i dowieść synowi, że ten go kochać powinien, nastąpić może normalny stosunek rodzinny. W przeciwnym razie, syn jest wolny, nie obowiązany do niczego i uważać może ojca swego za obcego, lub nawet za swego wroga. Tak, panowie. Nie waham się głosić tej zasady, bo trybuna, z której przemawiam, powinna być szkołą prawdy i uczciwych, zdrowych pojęć. Przypomnijcie sobie, panowie, ową fatalną noc morderstwa, noc, o której tyle tu dziś opowiadano. Gdyby nawet Dymitr Karamazow, ko-