Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bezkresną była w owe czasy ta puszcza obronna. Od Dźwiny i źródeł Dniepru aż po Niemen i — od tej macierzystej rzeki litewskiej — ku mierzejom Bałtyku, ku prapolskiej Wiśle i prasłowiańskiej Łabie rozparła się wszędy puszcza dziewicza, niezgłębiona, pełna tajemnic i zagadnień rozstrzygających losy ludów i państw.
Gdy w matecznikach zaniemeńskich huknął stary Puszkajtis litewski, głos jego toczył się niby pomruk burzy ponad sosnami i dębami kniei jaćwieskiej, przeciętej Narwią i Bugiem, przez uroczyska puszczy słowiańskiej nad Notecią, aż echo to umierało gdzieś nad Odrą i Łabą, zderzywszy się z zimnemi głazami murów klasztornych i ponurych zamków drapieżnych najeźdźców saksońskich.
Dziwy o mrocznych ostępach puszczańskich opowiadano sobie w legjonach rzymskich, w płomiennym Bagdadzie, w zgiełkliwym, kapiącym od złota Carogrodzie, w kasztelach Fryzów, za Wezerą i nad Renem. Strach i chciwość budziły te opowieści i słuchy trwożne. Inaczej też być nie mogło, boć i po dziśdzień trwoga ta pozostała wiecznie żywotna i drażniąca.
W mroku puszczy śród pionów olbrzymów leśnych błąkały się istoty nieznane, tajemnicze, groźne. Tu straszył lasowik kudłaty, nasz prasłowiański Faun bystronogi, podstępny, chichotliwy; tam — bies obrał sobie sie-