Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zaopatrując rybaków w żywność przed wyprawą. Razem z pierwszą trawą i skromnemi „kraskami“ ożywa roślinność wodna. „Ajer“ ku radości czeredy dziecięcej wypuszcza już zielone brzeszczoty swych liści wonnych. Młode trzony jego pędów uważane są tu za przysmak — „sołodkij koreń“. To samo się dzieje z innemi roślinami. Korzenie białych nenufarów i żółtych grążeli stanowią łakomy dodatek do jednostajnej kuchni poleszuckiej, opartej na ziemniakach, kaszy jaglanej i rybach. Szerokie, połyskliwe, jakgdyby z zielonej blachy wycięte liście białych lilij wodnych wypływają już na mętną powierzchnię powodzi i ciągną, prężą swe wężowe pędy, aby nadążyć za jej rozlewem, aby coraz chciwiej chłonąć ciekłe złoto słońca, którego odblaski drgają na zmarszczonych wodach.
Wychudłe i oszerszeniałe bydło stoi nad wodą i porykuje smętnie i rzewnie. Jak okiem sięgnąć, wszędzie jedno wielkie, bure i mętne, niosące ił i muł morze. Wokół ni skrawka zielonych hałów, ani śladu łęgów i błoni trawiastych. Na krętych załomach i zygzakach łożysk rzecznych — burzące się wiry, jakiś niespokojny,