Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie rozumiem, ale to wszystko jedno! — odpowiedział dziennikarz. — Proszę wziąć z sobą paszport i wszelkie posiadane legitymacje... Musimy natychmiast jechać!
— Poco paszport? — zdumiał się reporter.
Fougères wzruszył ramionami i odparł:
— W Rosji paszport stanowi duszę obywatela, a że dusza podobno wcześniej czy później staje przed sądem Bożym, nie zawadzi mieć go w porządku, no — i przy sobie.
— Doskonale! — zgodził się Neóser. — Chowam do kieszeni całą tę plikę dokumentów. Chyba wystarczy?
— Miejmy nadzieję! — odparł wymijająco Fougères.
Wsiedli do dorożki i pojechali. Droga była daleka. Chuda, wymęczona szkapa wlokła się powoli. Przenikliwie zgrzytał i skrzypiał śnieg pod płozami sanek. Przejechali nieskończenie długi Newski Prospekt; przed dworcem kolejowym minęli potworną bryłę pomnika Aleksandra III-go i jechali dalej aż do długiego, białego muru klasztoru św. Aleksandra i cmentarza przy nim. Fougères kazał dorożkarzowi stanąć. Poszli, krążąc w labiryncie ciasnych uliczek, zasypanych śniegiem. Rzadkie latarnie naftowe rzucały żółte plamy na brudne, wapnem pobielone mury jednopiętrowych domków. Samotne postacie skulonych, podejrzliwie oglądających się ludzi szły w jednym z nimi kierunku.
— Doskonale! — szepnął Fougères. — Zebranie nie zaczęło się jeszcze...
— Jakie to będzie zebranie? — spytał reporter.
— Przedstawiciele wszystkich stowarzyszeń rewolucyjnych od socjalistów umiarkowanych aż do skrajnych radykałów i anarchistów... Ma być zapropo-