Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rywczo. Na jedną krótką chwilę błysnęły tuż przed nim nieprzytomne oczy kobiety, pod wargami swemi uczuł zimne, osłabłe usta, w objęciach swoich tulił i gniótł omdlewające, rozpalone żarem wewnętrznym ciało, które nieznanemi prądami, miotającemi się i wichrząeemi wokół, przyzwalało na wszystko, wołało pokorne, żądne, a coraz bardziej podsycające zmysły Nessera, tracącego panowanie nad sobą...
W godzinę później opuszczał salonik. W milczeniu całował zmęczone, lecz rozognione oczy Iwony, żegnając ją. Na progu przycisnęła się do niego cała i, muskując mu ucho pałącemi wargami, szepnęła:
— Twoja... Twoja!
Spojrzał jej w oczy, ale nic nie odpowiedział i szybko odszedł. Był zły na siebie i czuł wstyd za swoją słabość.
— Uwikłałem się w przykrą historję... — mruczał. — Jakaś zaraza chodzi po ludziach w tym Piotrogrodzie... Północna Palmira, mroźna i mglista, a przesiąknięta lubieżnością!...
Fougères już czekał na niego, niecierpliwie chodząc po pokoju i gwiżdżąc.
— Wyglądam tu pana od godziny! Możemy się spóźnić! — powiedział z wyrzutem. — Co pan robił tak długo na mielcie? Telefonowałem wszędzie: do misji, do ambasady, do szpitala, wreszcie przyszło mi na myśl zadzwonić do mieszkania pani Briard.
— Co ja robiłem? — powtórzył Nesser. — Gdybym napisał o tem feljeton do „Hałasu Ulicy“, pana Rumeura szlagby trafił ze śmiechu! Słowo panu daję! Wydawałem sobie świadectwo słabości beznadziejnej, takiej, która może nałożyć kajdany na wolnego człowieka i jego życie zamienić na wielkie, okrągłe zero.