Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cudzoziemca bezbarwne oczy. W źrenicach jego natychmiast zapaliły się złe ogniki.
Przez zaciśnięte zęby spytał:
— W Moskwie widziałem, jak popy kropiły wodą święconą paszcze armat, żeby jaknajlepiej i jaknajwięcej zabijały... U Niemców, spewnością, to samo robiły ich popy? Oby ich zaraza porwała! Dobrze błogosławili, oj, dobrze! Brata mi dziś szrapnel zabił, a teraz sam dostałem w nogę... Odetną mi ją lekarze... a wtedy, słuchajcie wy — panowie, bogacze, inteligenty, słuchajcie! Co będę robił bez nogi ja — robotnik? co? z głodu umierać z rodziną?! Czekać, aż córki mi na ulicę wyjdą? Nie! lepiejby mnie zabito! Przyjdzie na was pomstowanie ludu, oj — przyjdzie, nie ukryjecie wy się przed nim nigdzie!
Zaklął, odtrącił rękę z podarunkiem i twarz w inną stronę odwrócił. Zacisnął zęby i nachmurzył brwi.
Gdy Nesserowi objaśniono słowa żołnierza, spytał go przez tłumacza:
— Czyż nie dążycie do zwycięstwa?
— A co mi ono da? — odpowiedział pytaniem.
— Przecież należy bronić ojczyzny!
— A czy ona mnie broni? — odpowiedział. — Pracuję, jak wół, żyję, przymierając z głodu, a teraz na śmierć i nędzę ostateczną rzuciła mnie ta ojczyzna, jak złego psa...
— Jeżeli zwyciężymy Niemców, nigdy już wojny nie będzie, — podpowiedział tłumaczowi reporter.
— Nie Niemcy tę wojnę zaczęli! — odparł żołnierz z niechęcią, jakgdyby powtarzał dobrze wszystkim znaną prawdę. — To sztuczki cesarzy, ministrów, generałów i bogaczy, którzy na tem się obłowią,