Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nesser pomyślał jednak, że ci ponurzy ludzie są bardzo nieszczęśliwi, bo pozbawieni nadziei i wiary. W tej chwili z końca okopu dobiegł reportera wesoły śmiech panny Briard.
— Nie zgadnie pan nawet, co powiedział ten młody żołnierz! — zawołała do podchodzącego Nessera. — Powiada, że Niemcy to przecież dobrzy ludzie, bo obdarzają ich tytoniem i karmelkami. Z trudem zdołaliśmy wytłumaczyć mu, że dostał upominek nie od Niemców, lecz od Francuzów. Na to odpowiedział, że to wszystko jedno, bo jedni i drudzy nie wierzą podobno w Chrystusa!
Zaśmiała się znowu.
— Bardzo trafnie odpowiedział ten biedak! — zauważył Nesser. — Istotnie ludy zachodnie nie wierzą w Chrystusa. Dawno już przyszedłem do podobnego wniosku. A jednak, mimo wszystko, czy nie uważa pani, że to przecież — straszne i niebezpieczne mieć takich sojuszników? — spytał Nesser.
Spoważniała i odparła:
— Może pan ma słuszność... Na wsi rosyjskiej panuje dotąd niemal pierwotna ciemnota. Cywilizacja słabo toruje sobie drogę w masach włościaństwa.
Przeszli na czołówkę sanitarną. Ranni siedzieli i leżeli posępni, jak chore ptaki, milczący i nieufni. Cierpliwie i obojętnie oczekiwali na opatrunek. Nikt nie skarżył się i nie jęczał. Ten i ów wzdychał ciężko, coś szepcąc: modlitwę, czy może przekleństwo. Jeden z oficerów francuskich podszedł do siedzącego na uboczu żołnierza, z trudem ściągającego but z opuchniętej, skrwawionej nogi. Podał rannemu paczkę tytoniu. Już niemłody, blady żołnierz podniósł na