Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż dla nich wojna i zwycięstwo? — myślał. — Oficerowie potrafili na chwilę wzbudzić w nich odwagę, oni zaś wyrzucili z siebie w ręcznem spotkaniu cały zapas woli i namiętności, niby krew — z przebitej tętnicy. Dla nowego porywu już nie mieli ani chęci, ani myśli, zasilającej wolę i odwagę. Ten siwy, gruby pułkownik i młodsi oficerowie posiadali myśl, która była albo ideą, zbliżoną do bohaterstwa de Langlois i Jimmy Brice’a, albo też do prostaczego poczucia obowiązku, posłuchu, kierującego czynami rudego Wellsa lub milczącego kaprala Mollina.
Wszystko oświetlająca myśl błysnęła, niby wbijający swe ostrze w ciemną noc płomień dalekiego reflektora.
— Nic tu nowego nie widziałem! — rozważał. — Więcej lub mniej uświadomiony mózg, silniejsze lub słabsze nerwy, stara lub niemowlęca kultura i więcej — nic! Lecz jest jedna rzecz ogólna, wspólna wszystkim... Tak — wspólna wszystkim!
Czuł wielką radość, że, jak mu się wydawało, przyszło na niego ostateczne zrozumienie. Z roziskrzonemi oczami, niby żak, który przed chwilą przeczytał książkę, dającą odpowiedź na męczące go pytania, dotknął ramienia kapitana, z którym jechał w pociągu, i zawołał:
— W tej chwili zrozumiałem bardzo ważną rzecz! Wojna, jako idea, przestała istnieć...
— Co? — zawołał oficer. — Wojna przestała istnieć?!
— Tak — przestała! — przenikliwym głosem odpowiedział Nesser, myśląc jednocześnie z pewnym smutkiem, że nie może podzielić się tem odkryciem z Iwoną Briard. — Wojna w dawne czasy stanowiła zmaganie się fachowców mordu. Byli nimi królowie,