Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech pani nic myśli o mnie źle!... Powiedziałem to wszystko bardzo niemądrze. Wcale tak nie myślałem! Ja jestem tak bardzo pani wdzięczny, panno Martin, chociaż nie wart jestem dobroci pani... tymczasem... być może, wkrótce... kiedyś zasłużę na nią... Dziękuję pani z całego serca!
Pomógł jej się ubrać i odwiózł do domu. Gdy, powróciwszy, przechodził koło starego portjera, ten uśmiechnął się chytrze i zauważył:
— Piękny kawał kobiety, hm, hm!... Żeteż pan, panie Nesser, na tak krótko zatrzymał ją u siebie!
— Głupiś, mój Robercie! — odpowiedział mu dziennikarz. — Coraz bardziej się przekonywam, że siwy włos nie jest towarzyszem mądrości i cnoty...
Nazajutrz wieczorem, po różnych kłopotach, wizytach i naradach w redakcji, Nesser przyjechał na dworzec. Na peronie stała Julja Martin. Trzymała jakieś zawiniątko i bukiecik narcyzów. Dziennikarz powitał ją serdecznie i, zapłaciwszy tragarza, przechadzał się z nią po peronie. Rozmawiali o rzeczach codziennych, w okresie wojny wszystkich żywo obchodzących. Nagle Julja dotknęła ramienia Nessera i rzekła cicho:
— Nie jestem wierzącą i nie wiem, co pan o tem myśli, ale Marja — ta wierzyła w miłosierdzie Boże!... W jej pokoju pozostał obrazek Matki Boskiej, przed którym się zwykle modliła wieczorami. Przyniosłam go, niech pan zabierze ten obrazek ze sobą! Spoczywały wszak na nim oczy Marji, gdy się modliła za nas... może ochroni on pana w niebezpiecznej chwili, naprzykład podczas wynoszenia rannych z pola bitwy, która się jeszcze nie skończyła, jak to było z tymi Bawarczykami...