Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Julja drgnęła. Twarz jej okryła się rumieńcem, oczy cisnęły iskry gniewu. Jednak stłumiła w sobie oburzenie i odparła spokojnie:
— Nie, nie dlatego! W każdej chwili mogę nie być samotną, jeżeli o to tylko chodzi. Jestem przystojna, mogłabym się dawno „urządzić“ porządnie, ba, nawet na „artystkę“ do rewji ciągnął mnie pewien facet — tam przecież potrzebne są zdrowe dziewczyska, które mogą się pochwalić pięknem ciałem. Doprawdy — nie byłabym odrzucona...
— Więc dlaczego pani to powiedziała i jeszcze jak — z przysięgą?! — spytał dziennikarz.
— Dlatego, że kocham pana... — odpowiedziała cichym głosem. — Niech pan tylko nie myśli, że chcę się panu narzucić!... Powiem jedno: gdybym nawet nie była Julją Martin — hafciarką, lecz panną z towarzystwa, to i wtedy nie zgodziłabym się nawet być żoną pana.
— Masz tobie! — zawołał zdumiony Nesser. — A toż dlaczego?
— Pan nie zna siebie! — odparła natchnionym głosem. — Pan jest takim człowiekiem, którego należy kochać, jak świętość... A cóż ja?
— A gdybym prosił panią, ażebyś została moją kochanką? — zadał nagle pytanie Nesser.
Julja śmiałym ruchem podniosła głowę i, patrząc mu wprost w oczy, odpowiedziała:
— Zgodziłabym się... Byłabym jedną z tych, którychby pan potrzebował, jako zwykły mężczyzna... Widzę przecież na toalecie szpilki od włosów i zapomnianą rękawiczkę...
Nesser nagle się zmieszał.
Wziął Julję za rękę i mówił: