Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie powinien wątpić, że kraj ten do Polski należał i należy!
Stary Ostap zamrugał nagle i zasapał się, jak niedźwiedź.
— Niemało nas tu takich! — zamruczał. — Poza Ramultami, co ponoć od Radziwiłłów starsi są, — znajdziecie tu panienko, innych. Stachowscy, Leszkiewicze — Nałęcze, Demidowicze, Hussaimi, Weraksy, Płotniccy, Zienkiewicze i mnoho jeszcze takich... chociażby ot stojący tu przed nami Konstantyn Lipski...
— Konstanty Lipski? — powtórzyła Halina, ze zdumieniem i wyrzutem patrząc na młodego Poleszuka. — Nic mi o tem nie wspominaliście, Konstanty?!
Poleszuk skrzywił usta pogardliwie i mruknął:
— Czyż lepszybym się wam wydał z klejnotem szlacheckim, niż taki oto, jak mnie widzicie — siermiężny i łapciowy chłop z mokradeł i puszczy?
Splunął przez zęby i cofnął się, gdyż stary Ostap odsunął go nabok.
Zbliżywszy się do nauczycielki, Ramult wymachiwał czarnemi łapami i bulgotał niesamowitym basem:
— Hej, nie słuchajcie go! Głupi chłopak z tego Konstantyna i głupiego też ma ojca! Za nic oni uważają stare papiery i pergaminy, a były czasy, że nawet kryli się z niemi! A każcie Grzegorzowi, aby wydobył z podklecia to, co tam chowa przed ludźmi. Ujrzycie stare rodowody i nadanie królewskie! Od bratanka Jędrzeja Lipskiego, mocno