Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełnym specjałów? Może się nie zmieścić w improwizowanej „submarynie“ poleskiej!
— Będę go holował na linie! — trzęsąc się od śmiechu, zakończył doktór.
Halina odprowadziła gościa na brzeg i długo patrzyła za odpływającym.
Gdy czółno zaczęło skręcać na załomie rzeki, a odpychający się długiem wiosłem Poleszuk, stojący na rufie, zniknął — uśmiechnęła się.
Cieszyła ją znajomość z doktorem Wichrem.
Znalazła przyjazną, inteligentną i czystą duszę na tem pustkowiu.
Nie czuła się już pozbawioną wszelkiej łączności ze światem i to napełniało ją radością.
Przechodząc koło cerkwi, spostrzegła młodego Lipskiego.
Siedział koło ogrodzenia, palił papierosa i rozmawiał z jakimś starym chłopem w skórzanych postołach i w jasnej świtce, suto ozdobionej czarnym haftem.
Konstanty patrzył na Halinę zimnym wzrokiem. Miał mocno zaciśnięte wargi i z siłą uderzał kijem o ziemię.
Przechodząc koło inego, powitała go uśmiechem i zawołała:
— Nie widzieliśmy się dzisiaj!...
Lipski parsknął głośno i, spuszczając oczy, odpowiedział suchym, zimnym głosem:
— Dziw, że panienka pamięta o tem! Nie było przecież czasu, bo od samego rana rozmawialiście z tym doktorem z Łachwy...