Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiązłym rozmowom i zwierzeniom, a to, czego się dowiedziała od nich, przejęło ją wstrętem i oburzeniem. Wydało jej się wtedy, że cudny marmur Erosa i Psyche ma z tem wszystkiem jakiś utajony związek. Nie patrzyła więcej na ulubioną ilustrację, chociaż nie potrafiła zdobyć się na to, aby ją spalić. Gdy zaś pewnego razu, zresztą zupełnie przypadkowo, rzuciła okiem na te harmonijne ciała, jakgdyby zwycięskie w swej nagości, zarumieniła się nagle, uczuła uderzenie krwi do głowy i bez powodu śmiała się tak długo, że aż łzy pobiegły jej z oczu. Pogrążyła się w rozmyślaniach nad tajemnem znaczeniem rzeźby i, wydało się jej, że zrozumiała cel szalonego pędu Erosa, ten nieuchwytnie szybki, lecz przenikający dotyk dwóch ciał i rozkoszny bezwład we śnie pogrążonej Psyche.
Wtedy to po raz pierwszy poczuła tęsknotę niewytłumaczoną i niezaznane przedtem brzemię zmysłowości. Uświadomiła to sobie niespodziewanie, lecz ostatecznie w pewnej chwili, gdy, będąc u swej przyjaciółki, spotkała jakiegoś studenta-medyka, przybyłego z Wiednia. Ujrzawszy przystojną panienkę, złożył przed nią teatralny ukłon i, wyciągając obie ręce, zawołał patetycznym głosem:
— O, ty, różana córo boskiej Artemidy, racz dotknąć drżących dłoni niewolnika twego, który gotów jest wyśpiewać na cześć twoją najcudniejszy z peanów!
Śmiejąc się podała mu swe dłonie, a sprytny