Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obecnem, abym nie myślał o tobie! Zabrałaś mi serce, weszłaś w krew moją, zapanowałaś niepodzielnie nad całą moją istotą!
Głos jego z każdym słowem nabierał coraz większej głębi, namiętnego uczucia i siły. Nie czekając na jej odpowiedź, mówił cicho i rzewnie:
— Kocham tylko ciebie, o nie! — żyję tobą! Walczyłem z umiłowaniem ciebie, bo nie dałoby ci ono szczęścia, ale w walce tej uległem... zostałem zwyciężony... Potrafiłem nie pisać do ciebie i nie szukać spotkania, lecz miłość rosła i potężniała!... Postanowiłem jednak czekać, aż los sam mi wskaże drogę, stawiając nas oko w oko ze sobą!
Widząc, że Halina słucha go, nie podnosząc głowy, ujął ją pod rękę i szeptał przenikliwie i gorąco:
— Modliłem się żarliwie o to spotkanie, aby widzieć w niem wskazówkę i błogosławieństwo Nieba! I oto stało się! Jesteśmy obok siebie... Może już na zawsze... Może... jeżeli nie potępisz mnie, jeżeli nie odrzucisz serca mego, co w zachwycie, modlitwie i łzach biło dla ciebie tylko, najdroższa moja! Ileż to razy, zrozpaczony, tracąc panowanie nad sobą, zwierzałem się obcym nieraz ludziom, gdyż potrzebowałem rady, nikłego choćby promyka radości, którą czerpałem, mówiąc o tobie... Różnie tłumaczyli sobie ludzie moje wynurzenia i niezawsze stosowne wysnuwali wnioski... A ja? — Czyż mogłem, czyż miałem prawo wprowadzić ciebie do domu, gdzie panowała nędza i rozpacz? — głos Ostroga nabrał tonów tragicznych. — Byliśmy