Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
143
POD GWIAZDĄ SALOMONA

długich paltach i w aksamitnych „melonikach“ z szerokiemi rondami; a ztyłu, o kilka kroków za mężczyznami — milczący, niby zgnębiony tłum starych i młodych kobiet w odświętnych strojach.
Przechodzi oddzielnie grupa Arabów w burnusach i białych turbanach.
Widząc moje zdumienie, policjant uśmiecha się i mówi:
— Są to Żydzi z Jemenu!
Później dowiedziałem się, że część Żydów po zburzeniu drugiej świątyni wyemigrowała do Arabji. Częściowo przyjęli oni Islam, częściowo pozostali wierni religji przodków i stanowią dotąd jeszcze pogardzany i uciśniony odłam ludności Hedżasu. Pogarda do Żydów sięga tak daleko, że Izraelita nie ma prawa podnosić głosu w obecności Araba i, spotykając się z nim, musi zejść z konia lub osła.
Uliczka przed murem płaczu i inna, prowadząca ku niemu, zostały wkrótce szczelnie zatłoczone. Dochodził śpiew rabina i zmieszany chór odpowiadających mu, lamentujących, żałosnych i szlochających głosów:
Siedzimy tu samotni i płaczemy!“
Na płaskich dachach sąsiednich domów stali Arabowie, postawą swoją przypominając mi wartowników.
— Co robią ci ludzie? — spytałem.
— Śledzą, aby Żydzi nie wbijali gwoździ do muru i nic na nim nie wieszali! — odparł z powagą policjant.
— Dlaczego?
— Żydzi nie otrzymali na to zgody Arabów — objaśnił.
Wzruszył ramionami i rzucił stanowczym głosem:
— Tak było za Turków i tak musi zostać!
Aha! Sławetne „status quo“...
Jude i Nusebe — na straży w świątyni Grobu Zbawiciela, tu — przed resztkami świątyni Salomonowej dozorcy arabscy na tarasie domu wielkiego muftiego.
I jeszcze jedno podobieństwo.
W drodze do bazyliki pielgrzym chrześcijański zmuszony jest przeciskać się przez zgiełkliwy tłum bazaru arabsko-żydowskiego, to samo muszą znosić Izraelici, dążący do „muru płaczu.“ Przechodzą oni przez „szull“, czyli rynek arabski, cuchnący, brudny i zatłoczony.