Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w drzwiach narastały grzyby grubej sadzi, niby skamieniała puszyca. Poza tym izba malarzy zachowała i nadal cechy „legowiska“. Sprogis nie mógł czekać na bogatego nabywcę swego „Mitu“. Musiał więc czym prędzej sprzedać obraz, aby ratować kolegę i siebie.
Kupił go właściciel antykwariatu, dawny woźny Akademii.
Spryciarz ten znał się na obrazach, więc nabył skwapliwie malowidło młodego artysty i niedoszłego laureata. „Mit“, który mógł otrzymać premię lub być sprzedany za wysoką cenę na najbliższej wystawie, pozostał w sklepiku antykwariusza, a Sprogis, niosąc w zaciśniętej kurczowo pięści banknot 100-rublowy, powrócił do zimnej izby, gdzie zdawał się już dogorywać chory i wyczerpany głodem Lejtan.
Drobna ta suma postawiła jednak chłopaka na nogi. Po trzech dniach sutego odżywiania, powlókł się już na miasto. Zdążył bowiem wyrobić sobie w stolicy pewną klientelę, płacącą mu nie dużo, lecz bez zwłoki. Niedaleko od Akademii, w piętrowej kamienicy, mieściła się drukarnia sekciarska, gdzie fabrykowano obrazki biblijne i wydawano „czetji-minei“ — czyli żywoty świętych. Lejtan malował sceny ze Starego i Nowego Testamentu, iluminował Żywoty świętych, robił ryciny do kalendarzy, a nawet otrzymywał zamówienia na akwarele, przedstawiające ponure i burzliwe dzieje „starej wiary“.
Student, chociaż od dwóch lat dopiero studiował malarstwo, po ojcu-pastorze odziedziczył fantazję, nastrój mistyczny i patos religijny. Prace