Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na pustej scenie pozostał jedyny tylko aktor — Wiliums Sprogis... Inni odeszli na zawsze lub byli tylko zwykłymi statystami.
Wzrokowo przedstawił sobie ostatnie wiersze artykułu o morderstwie w pałacyku księcia Panina. Miał ściśnięte serce i wstrzymaną wysiłkiem woli pracę mózgową. Nie chciał, nie mógł dopuścić, aby się rozpasały w nim uczucia, bo już teraz, trzymając je na uwięzi, niby rozszalałe konie, uginał się pod brzemieniem głuchej i niemej rozpaczy.
Starannie, powolnym ruchem złożył gazetę i położył ją na łóżku. Powrócił do stołu, przysiadł na chwilę, lecz zerwał się natychmiast i jął chodzić po pokoju.
Po chwili zatrzymał się i nasłuchiwał.
W hotelu i na ulicy panowała cisza. Rozlegało się tylko basowe, złośliwe brzęczenie bąka. Wtedy to rozluźniły się i opadły więzy, którymi spętał i obezwładnił najsilniejsze i najsłabsze odruchy swej istoty. Wyzwolone stłoczyły się, splotły w jeden wściekły, mknący zwał, porywający wszystko w swym pędzie, którego odgłosy zlewały się w miliony razy powtórzone słowa:
— Lejtan powiesił się na rzemyku... Lejtan powiesił się na rzemyku...
Odgłosy te przeszły w ryk, który słyszał wyraźnie, chociaż nie zdawał sobie sprawy, że zadarłszy głowę i wyciągając szyję, wył niby wilk na pustkowiu; lecz wycie to nie posiadało dźwięku, bo był to głuchy, niemy lament duszy:
— Lejtan powiesił się na rzemyku!... Lejtan powiesił się na rzemyku.