Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy nie wie pan, dlaczego Sprogis nie stawił się na moje wezwanie? Tymczasem powinienby był stawić się pierwszy, bo najwcześniej dostał ode mnie wezwanie... Spieszno mi było przesłuchać go, policja stwierdziła bowiem, że podobno był najtrzeźwiejszy z panów... Tak też zeznali portier i dozorca, którzy widzieli go idącego normalnym krokiem, gdy tymczasem pan i baron Prangel...
— Od nocy, a raczej dzisiejszego ranka nic nie wiem, co się stało ze Sprogisem... — przerwał mu coraz bardziej uspokojony Lejtan. — Od paru miesięcy nie mieszkamy razem... Czy pan sędzia wie o tym, że mieszkam osobno, osobno, od paru miesięcy?!
Stawrowski natychmiast wyczuł natarczywy, sugerujący ton w głosie studenta. Rzucił na niego przelotne zaledwie spojrzenie, lecz pochwycił ciężki, jak gdyby usiłujący narzucić mu swoją wolę wzrok Lejtana, a jednocześnie niewyraźną radość na jego twarzy.
Sędzia kiwnął głową i odparł swobodnie:
— Wiem, bo przecież posłałem panu wezwanie nie na 15-tą linię Wyspy Bazylijskiej, tylko do Starej Wsi.
— A rzeczywiście... — ucieszył się student.
Stawrowski zapalając papierosa spod gęstych brwi coraz uważniej przyglądał się Lejtanowi.
Wypuszczając smugę dymu zadał nowe pytanie:
— Dlaczego pan tak usilnie podkreśla okoliczność, że nie mieszka razem ze swym przyjacielem?
Ernest zmieszał się nagle, a strach znowu jął