Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sen dochodzą go te słowa, bez związku z rzeczywistością rozbrzmiewające w otumanionym mózgu.
Lecz znowu posłyszał i już wyraźniej, ze straszliwym niemal okrucieństwem rzucane słowa:
— Znaleziono Panina w sypialni... martwego... Morderstwo!... Śledztwo ustaliło już dowody zbrodni!
Poczuł ściskającą mu ramię dłoń i gorący oddech na uchu.
Obejrzał się i poznał Prangla. Nic nie mówiąc prześlizgnął się wzrokiem po pokoju i zatrzymał go na zegarze. Wskazówki dobiegały pierwszej.
— Och! — jęknął Ernest. — To już tak późno?...
Przeciągnął się i ziewnął, lecz baron wstrząsnął nim gwałtownie i niecierpliwym głosem zawołał:
— Niech się pan pośpieszy! Proszę się umyć! Na pierwszą mamy się stawić u sędziego śledczego...
— U sędziego śledczego?... — powtórzył Lejtan, a w mózgu jego natychmiast rozległo się echo przed chwilą słyszanych słów: „Morderstwo... ustalono dowody zbrodni“.
Wzdrygnął się. Echo wydało mu się fałszywym, niemal niemieszczącym się w świecie jego pojęć.
Któż i za co miał zabić Romana Panina?
Przecież nie miał, nie mógł mieć wrogów?
Ociężała myśl jęła sunąć śladami leniwie ożywających wspomnień i wrażeń ubiegłej nocy.
Płonący niebieskim ogniem poncz — słodki, gorący i lepki... Pomarańcze, banany, truskawki... tartinki... podsmażane z parmezanem... potem „Montebello Rose“ w szklankach ociekających