Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim namyśle twardym krokiem poszedł ulicą, jeszcze pustą, bo dozorcy domowi dopiero zaczynali zamiatać chodniki, ziewając na głos i drapiąc się w głowę. Gdzieś zegar wydzwonił sześć razy.
Koło katedry Kazańskiej skinął na dorożkę i kazał się zawieźć do domu.
Otworzył drzwi własnym kluczem i bez szmeru wszedł do sieni. Spostrzegł na tle szpary uchylonych drzwi do saloniku sylwetkę zbudzonej jego krokami pani Zenaidy. Zatrzymał się i z cichym śmiechem rzekł:
— Za godzinę zwalniam pokój... Wyjeżdżam do Paryża... Miałem... wyruszyć dopiero jutro, lecz zmieniłem plan... Pojadę przez Wiedeń... przez Wiedeń!
Wszedł do swej pracowni i zamknął drzwi na klucz.