Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemnie... Zbliżając się do Wiliumsa nie przewidziałem, że jest tak potężny... potężniejszy ode mnie, bo posługuje się mocą ziemi... tylko ziemi! Gdym to zrozumiał, chciałem właśnie z ciebie uczynić pomost pomiędzy sobą a nim, lecz on zburzył przerzucony ku niemu łuk tej budowli... Pozostałeś więc pomiędzy nami, jak ta łatwo rozpryskująca się waza kryształowa, o której ci już mówiłem... Pamiętaj tylko, że lepiej być kryształową wazą niż garnkiem glinianym!... Ale nic nie zmieni praw natury, więc pij, Promyczku, pij dobre wino! Możesz sobie czasami pomyśleć, że to wino zrodziła ziemia, nasiąknięta potem oraczy i nawozem końskim utuczona, lecz nie zapominaj nigdy, że uszlachetniły je szał słoneczny i natchnienie bogów! Pij, mój mały!
Trącili się czerwonym jak krew, aromatycznym burgundem i wychylili kieliszki do dna.
— Dolej wina i bacz, abym nie widział próżnych kieliszków! — zawołał Panin do lokaja a w głosie jego zabrzmiała pogróżka.
Pili w milczeniu, patrząc na siebie z zaciekawieniem jak gdyby badając się wzajemnie i o coś pytając.
Przed oczami Lejtana majaczyła ta sama wspaniała sala, a w niej — stara księżna ze złotym krzyżem nestoriańskim na piersi i piękna, uduchowiona twarzyczka Manon Brissac. Widział troskę i niepokój w jej oczach i słyszał cichy, jak utajone westchnienie szept:
— Nie bierz udziału w walce tych ludzi! Strzeż się!