Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tchórzliwie, skrycie, lecz wkrótce — wyraźniej już i śmielej.
Długo nie mógł określić tego niejasnego odczucia, aż ze wstydem uprzytomnił sobie, iż jest to radość, że znalazł się przecież ktoś, kto nie uległ Paninowi, nazwał jego patos niepotrzebnym, fałszywym i niezrozumiałym... groził zemstą, drwił wreszcie, ryczącym głosem rzucając mu w twarz epitet „ględziarza“.
Jeżeli pijany Mujżel miał słuszność, a słowa jego podpowiedziała mu odwieczna mądrość ziemi, to zwycięży on — Sprogis, czujący w sobie tyle ziemskiej siły, aby mrok jej i mękę ucieleśnić, wzbudzić współczucie dla niej, rozpalić gniew i dać jej ujście w zemście.
Na tym polu wyczucia ziemi — nie obawiał się Panina.
Sfinks księcia zostanie przysypany piaskiem, gdy rozszaleje prawdziwa ziemska burza, pełna grzmotów i śmigających błyskawic.
Nikt już nie wyczyta żadnej tajemnicy z oczu boskiego potwora, gdyż nic w nich nie ma, jak też nigdy nie istniała istota, podobna do Sfinksa, w zagadkowej, niezgłębionej tęsknocie poczętego w łonie wybujałej fantazji człowieka, udręczonego przez niemiłosierne słońce Egiptu. Gdyby nadeszła ta chwila triumfu, on — Sprogis mógłby się stać bezbrzeżnie łagodnym i dobrotliwym, jak najwspanialszy wśród zwycięzców, — poskromiciel nieżyciowego geniuszu!
A więc uważa się za wyższego i bardziej natchnionego, niż książę Roman Panin? Kto to powiedział? Kto może oddać jemu, synowi wete-