Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Widzowi ukazywała się głęboka perspektywa wiejskiej łaźni: pułap i ściany z zakopconych belek, ławy, ociekające wodą i poplamione pianą mydlaną, a w głębi — buchający żarem płomień ogniska, rozszalałego na stosie czarnych kamieni. Falująca płachta dymu zasnuwała wiązania pułapu. Na tle krwawych języków ognia odcinały się sylwetki nagich kobiet.
Ramionami zasłaniając oczy przed żarem płomienia, chlustały wodę na palenisko, a fantastyczne kłęby pary jak gdyby się tuliły lubieżnie do połyskujących wilgocią ciał. Na pochylone plecy spływały mokre, sklejone pasma włosów. Inne kobiety leżały na ławkach, omdlewające, rozleniwione panującym tu skwarem i zaduchem dymu, buchającej pary i wyziewów potu; niektóre z nich myły się, nacierając mydłem i zwojami cienkiego łyka rozrosłe piersi i szerokie biodra. Wyczuwało się jakieś dzikie, pogańskie misterium, ni to szabas wiedźm, ni to orgię nieznaną. Wrażenie to potęgowały tajemnicze zjawy i potwory, wyglądające spod ław, z mroku, czającego się za kadzią z wodą, i z czarnych zakamarków łaźni. Jakieś drobne istotki, brodate, ogoniaste, o sterczących rożkach koźlich, okryte kłakami sierści, to znów — blade cienie, ledwie majaczące na ciemnym tle mokrej ściany, jak odbicie płonącej świeczki na zalanej słońcem powierzchni zwierciadła, — tłoczyły się wszędzie. Ledwie dostrzegalne w obłokach pary i w smugach dymu, do mgławicowych plam podobne tam i sam wirowały postacie małych kobietek o włosach rozwianych, ramionach wzniesionych w obłędnej, niemej ekstazie. Głę-