Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przepuściwszy przed sobą przyjaciela prowadzącego ciotkę, sam ujął Manon pod ramię i szepnął jej coś do ucha. Spojrzała na niego z wyrzutem i potrząsnąwszy główką odparła cicho:
— Czarujący, choć trochę zabawny chłopak! Istotnie — bardzo pasuje do niego przezwisko „Promyczek“!
Przy stole Lejtan musiał bawić starą księżniczkę i w żaden sposób nie potrafił nawiązać jednocześnie rozmowy z Manon. Na jego szczęście przybył w interesie do generała pewien ziemianin — sąsiad ze wsi. Dowiedziawszy się, że starego Panina chwilowo nie ma w stolicy, zamierzał już odjechać, lecz młody książę zatrzymał go i zaprosił do stołu. Wygadany i wesoły gość, który zapewne dużo słyszał o dziwactwach księżniczki Ludmiły, zajął się nią, udając niezwykłe przejęcie się kwestiami religijnymi.
— Znany to szaławiła i popijała! — szepnął Panin do Ernesta. — Tyle ma wspólnego ze wszystkimi tymi ikonami, ile ty z fabrykacją nawozów sztucznych, ale to nic, bo za to będzie gadał choćby do rana...
Uszczęśliwiony Lejtan mógł teraz do woli wpatrywać się w pannę Brissac i rozmawiać z nią. Zachwycała go coraz bardziej. Głos miała niski, melodyjny; wrażliwa, wyrazista twarzyczka jej mieniła się, gdy mówiła o rzeczach obchodzących ją głębiej; wyrażała swe myśli jasno i zwięźle, zdradzając duże wykształcenie i spostrzegawczość.
— Czuję się przy pani nieokrzesanym nieukiem! — zauważył z westchnieniem student. — Rozumiem, że poza historią sztuki i specjalnymi