Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedmiotami muszę przeczytać jeszcze całą górę książek! Szczęśliwy Romek! On to może mówić z panią o wszystkim!
Zgrzytliwa nuta zazdrości zabrzmiała w głosie Lejtana. Manon pochwyciła ją i natychmiast odpowiedziała:
— Przysłuchiwałam się rozmowie pana z księżniczką i znajduję, że mówił pan zupełnie mądrze i... bardzo mile, bo we wszystko wkłada pan dużo własnej treści i czegoś jeszcze z samego siebie. Jest to takie rzadkie teraz! Doprawdy, ludzie coraz bardziej wyzbywają się oryginalności. Ubierają się, czeszą, poruszają zupełnie jednakowo a nawet prawie jednakowym tonem i w niezmiennej formie stylistycznej wypowiadają ogólnie przyjęte banały, jak gdyby powtarzali wyuczony aksjomat matematyczny lub formułę prawa rzymskiego.
— A ja? Czyż i ja jestem takim mówiącym, beznadziejnym automatem? — spytał Panin, przysłuchujący się rozmowie.
— Pan — nie! Książę jest wyjątkiem, lecz takim, który jeszcze bardziej wikła trudne do ogarnięcia teorie — odparła z łagodnym, chociaż nieco szyderczym uśmiechem.
— Co takiego?! — udając oburzenie, zawołał Panin.
— Książę wygłasza myśli tak oryginalne, że nie mogą się zmieścić w ramkach logicznego rozumowania. Myśli pana są „nadmyślami“! — odpowiedziała z wyraźniejszym już odcieniem ironii. — W ogóle książę jest lub raczy udawać „nadczłowieka“. Gdy słucham pana nigdy nie mogę się