Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwo byłoby wprost uderzające! Proszę, niech mi pani da książeczkę do nabożeństwa i wskaże swoją ulubioną modlitwę. Zrobię do niej ilustrację — świętą Cecylię grającą na skrzypcach i śpiewającą hymn do Chrystusa!
Panin poruszył się na krześle i chrząknął dyskretnie. Uważał że Lejtan zbyt długo i gorąco wyraża swój zapał w obecności ascetycznej starej panny.
Lejtan oprzytomniał i zmieszał się natychmiast.
— Przepraszam... — wyjąkał. — Zdaje mi się, że uczyniłem coś niewłaściwego? Jestem niemożliwy z tymi mymi fantastycznymi wizjami, pomimo iż jako student nie mam jeszcze prawa do popuszczania im wodzów. Stokrotnie przepraszam księżniczkę i panią, panno Manon!
— Owszem, nic nie szkodzi! — niezwykle życzliwie uśmiechnęła się stara panna. — Bardzo zajmująca była ta historia o świętej Cecylii. Ale przystąpmy teraz do naszej sprawy!
Księżniczka zamówiła u Lejtana kilka kopii bardzo rzadkich starożytnych obrazków bizantyjskich i syryjskich, a na dodatek — dużą akwarelę Bogarodzicy Włodzimierskiej. Staruszka znała się dokładnie na warunkach honorariów malarskich, więc student od razu na nie przystał. Zresztą mało już myślał o zarobku, pragnął jak najprędzej skończyć rozmowę ze staruchą, zbliżyć się raz jeszcze do panny Brissac i posłyszeć jej głos.
Wreszcie Panin zawołał:
— Cioteczko, proszę do stołu! Ernest, podaj ramię księżniczce!