Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biały Kapitan prowadził „Witezia“ dawną drogą, ostrożny i baczny na wszystko. Szturmy dwa razy miotały szonerem, raz lód zastąpił mu drogę, lecz Pitt spostrzegł ruch białych, martwych pól i pomyślnie ominął je, podchodząc tak blisko do brzegu Azji, że widział bałwany, wybiegające na piaszczyste, pustynne łachy.