Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiłeś prawdę, powtórz za mną słowa klątwy: „Numo sprawiedliwy, jeżeli głosiłem twoją wolę, zostaw mnie przy życiu, jeżeli słowa moje były kłamliwe — zrzuć na mnie zwisającą nade mną skałę!“
Zapanowało głuche milczenie i setki oczu spoczęły na czarowniku.
Ten jednak nie śmiał powtórzyć słów białego człowieka.
Wtedy Pitt śmiałym i stanowczym głosem powtórzył klątwę i zawołał:
— Widzicie teraz, ludzie Sameednam, Tawda i Tungus, że szaman jest kłamcą, a moje słowa — prawdą! Powracajcie do pracy i bądźcie spokojni o żony wasze i wasze dzieci!
— Numa przeklnie was! — zaryczał czarownik, lecz tłum, drwiąc z niego, szedł już w stronę szybu.
— Człowieku zły i kłamliwy! — zwrócił się do niego Pitt. — Na statku wydadzą ci mąki, soli i dwie blaszanki prochu, abyś pamiętał, że nie jesteśmy mściwymi ludźmi. Odejdź od nas na zawsze! Bądź zdrów!
Szaman zniknął tego wieczora.
Rum „Witezia“ szybko napełniał się woreczkami ze złotem. Roboty szły spokojnym trybem i Rynka, kierujący niemi, nie potrzebował już dużej ilości robotników. Pitt, przywoławszy do siebie wesołego zawsze Ludę, Miguela i Anglika Crew, posłał ich na czele pięćdziesięciu Samojedów na reniferach w znane tubylcom miejsca na wybrzeżu lejtnanta Łaptiewa na poszukiwanie i zbiory bursztynu.
W parę tygodni później zaczęli przybywać jeźdźcy, wioząc w workach kawały żółtej jak miód stwardniałej na kamień smoły przedpotowych drzew.