Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na twarzy kamparta i w jego ruchach była zupełna rozpacz. Padł znów bezsilnie na kanapę. Profesor milcząc chodził po sali, wyszedł na chwilę na terasę, lecz zobaczywszy i tu kałuże krwi i trupy zabitych ramisów, wrócił do sali.
Dziwnym wydawał się obraz krwawego, okrutnego mordu w tym bajecznym pałacu z jego cichym, drżącym światłem, i przełamującemi jego promienie drogocennemi kamieniami ścian, stropu kolumn.
Aby uspokoić karła, stary chemik zaczął opowiadać mu o zwycięstwach człowieczej wiedzy, a kiedy kampart słuchał go uważnie, nibyto między innemi zapytał:
— Lecz nacóż wam, ludziom podziemi, potrzebne podwodne łódki?
Kampart odpowiedział spokojnie: — Posyłamy je z wielkiego Słonego Jeziora gorących podziemi na ocean. Nasze łódki podwodne zdobywają jeńców dla intelektualnego żywienia ramisów i atrów, potomków dawnych ludzi. Te morskie wyprawy zdarzają się zresztą rzadko, raz na 25 lat. Wtedy jednak nieuchronnie giną wasze okręty. Zapewne pan pamięta, że prawie u zwrotnika Koziorożca zginął wielki francuski okręt kupiecki „Henri”. Po tej katastrofie 20 ludzi załogi mieszkało z nami... lecz oni umarli, więc musieliśmy...
— Widziałem, jak zginęła „Lady Hamilton” — smutnie pomyślał chemik.
— Tak, szkoda, wielka szkoda — pokiwał głową karzeł — to było bezcelowe okrucieństwo, albo-