Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był dla nich delegat królewski, imć pan Adam Lipski, człek wielce wykrętny i śliski, niczem węgorz.
Pan Andrzej dziwił się coraz bardziej i mówił do setnika Biernackiego, którego polubił szczerze:
— Okrucieństwo wszelakie i łupiestwo z wojny same wypływają, jako że jest to rzecz niełaskawa, ino, żeby tak całe wojsko k’temu zachęcać w imieniu króla i cesarza — dziw mnie bierze! „Chrześcijański“ cesarz, „gorliwy w wierze“ król, a wy, „bracia w Chrystusie“, tych, co inako na wiarę patrzą, mordujcie, palcie, mękami dręczcie, rabujcie! Hej, nie po bożemu pan Lipski gadał, nie po bożemu... Co tam długo deliberować! Najmitami jesteśmy, bo w kraju macierzystym nie masz dla nas miejsca; wiemy wszyscy o tem, że za lafę służymy, jak zwykłe drabanty, no to i bić będziemy tego, na kogo nam, jako psom gończym, wskażą, ale takie rozhowory... no, no! Nic nie rozumiem i serce się we mnie buntuje!...
Pan Biernacki nic nie odrzekł, tylko westchnął i głowę junacką ze smutkiem potrząsnął.
— Żeby mi w tej ziemi ani duchownych, ani starców, niewiast, nieletnich nikt nie tknął i krzywdy żadnej nie czynił! — zawołał pan Andrzej, a rozkaz jego gromko powtarzali setnicy — po setniach, wachmistrzowie — po półsetniach.
Wkońcu pułkownik Rogawski odczytał rozkaz pochodu.
Głowę wojska miała stanowić chorągiew rotmistrza, pana Idziego Kalinowskiego, za nią prowadził swoją pan Rusinowski, dalej szły dawne chorągwie lisowskie, później pan Aleksander Wolski prowadził swój tysiąc konnego ludu, wkońcu wysyłał hetman