Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nej gwiazdy, a nieraz zgoła łotrzyków, banitów, infamisów, którym kat dotąd w oczy nie zaświecił. Takowa hałastra niesforna, a łupu żądna gloriam nostram nieznośnie kala i odium populi niesprawiedliwie na nas ściąga.
Nunc illuminaius sum partim... — rzekł ksiądz biskup. — Dzięki przyjmij, kawalerze. Słysz, zaciążyły wasze chorągwie na dobrach szlacheckich, królewskich, a ponoć i duchownych nawet, więc chodzą słuchy, iż król jegomość hetmanom rozkazał, aby was twardą ręką trzymali i w sukurs cesarzowi Ferdynandowi przeciwko Turczynom i heretykom rzucili, chcąc czem prędzej pozbyć się wojska niekarnego a graviter swawolnego...
Nie w smak poszły rotmistrzowi takowe słowa, głowę uniósł i warknął:
— Krótka pamięć królewska i wdzięczność niedługa. Zapomniał król jegomość o tych, którzy najwięcej pod Smoleńskiem, Tuszynem, Kremlinem, Riezaniem i w stu innych bitwach zdziałali i famam gladii polonici roznosili po świecie. Hę? Taka to zapłata oczekiwała nas w ojczyźnie? Ale... nie dość pisma królewskiego, gdy rdza nie zżarła jeszcze serpentyn lisowskich!
Biskup Kuśnicki słuchał uważnie i patrzył bystro. Rozumieć zaczynał, że acz wielką sławą się okryli lisowczycy, jednak na rarogów i wilków przerobiła ich wojna-macocha.
— Dziś mogą być najzacniejszymi defensores patriae, jutro — rokoszem wstrząsnąć nią do posad. Periculum grozi Rzeczypospolitej od tego wojska, zuchwałego ponad miarę.