Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kogo i czego miałbym się bać? — odpowiedziałem. — Pieniędzy nie mam, krzywdy nikomu nie wyrządziłem. A jeżeli zginę, no, to i dobrze, bo już mi zbrzydło takie życie!... Pomyślcie sami! Przez całe życie pracowałem, jak wół, od nikogo nic w spadku nie dostałem, nikogo nie ograbiłem, wszystko zawdzięczam własnej głowie i rękom: a panowie bolszewicy zapewniają mię, że byłem wyzyskiwaczem ludu pracującego, burżujem i wampirem, który żłopał ich krew. Takie głupie położenie mi zbrzydło. Niechby już prędzej przyszedł jaki koniec!
Nieznajomy parsknął głośnym śmiechem i zawołał:
— Tak! Bolszewicy są idjoci i dlatego powinni narobić głupstw, które ich zgubią. Ale co do was, to mogło wam grozić niebezpieczeństwo, gdyż tu w okolicach Bogotoła kręci się partyzant, Bołotow. Słyszeliście pewno, że wyciął on całe miasto Kuźnieck?
Istotnie, wieści o strasznej rzezi, uczynionej przez jakiegoś partyzanta w Kuźniecku, gdzie ścięte głowy inżynierów: Perwowa, Sadowa i innych, wbite na pal, wystawiono na placu; gdzie znęcano się w najohydniejszy sposób nad kobietami; gdzie w pień wyrżnięto całą inteligencję i spalono gmachy szkół, szpitali i kościołów, ponurem echem rozniosły się po całej Syberji, a imię Bołotowa grozą przejmowało serca mieszkańców.
— Słyszałem! — odpowiedziałem. — Lecz na to nic poradzić nie mogę. Jadę tą drogą i — basta! Czy dojadę — nie wiem, ale co mam sobie nad tem łamać głowę? Wkrótce się przecież dowiem.
Nieznajomy znów się roześmiał, gdyż widocznie ubawiła go moja lekkomyślność co do życia i śmier-