Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ci, ale wkrótce spoważniał i zapytał, pochylając się ku mnie:
— Czy pan był kiedy na Sachalinie?
— Byłem i objeżdżałem całą wyspę... Ale to już było dawno!...
Starzec podniósł się i wyciągnął do mnie dłoń.
— Pamięta pan — Bołotowa — zawołał — Andrzeja Bołotowa, „Mściciela“, którego spotkaliście w drodze z Pogibi do przylądka Marji?
Urwał, a po chwili dodał:
— Tego, który wam opowiadał o zabitym w Onorze synku... Pamiętacie?...
— Czyżbyście to wy byli? — zapytałem zdziwiony. — Bardzoście się zmienili?
— Dużo czasu i wody upłynęło od tego dnia! — rzekł w zamyśleniu. — Teraz wszystko się zmieniło i ja się zmieniłem. Byłem kwestarzem na kościoły, a teraz karabin wziąłem i krew ludzką leję, jak wodę!
— To wy jesteście tym Bołotowem, partyzantem... z Kuźniecka? — zadałem pytanie.
— A ja! — zawołał, wesoło potrząsając siwą grzywą włosów. — Hulam teraz i wszędzie mi droga wolna!
— Jakże się to stało? — ze zdumieniem wypytywałem, zupełnie zapominając, jaką straszliwą „znakomitość“ mam przed sobą. — Na Sachalinie ścigaliście aresztantów z Onoru, a teraz napadacie na urzędników rządu, który niebardzo był dla tych aresztantów względny?
— To prosta rzecz! — odparł. — Po pierwszej rewolucji rząd udzielił amnestji „sachalińcom“ i pierwsi zaczęli wyjeżdżać aresztanci z Onoru. Naturalnie, zacząłem ich tępić wszędzie i przy każdej sposobności. Wtedy urzędnicy mię aresztowali i skazali na pięć lat