Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zatrzymaliśmy się wpobliżu dość dużego jeziorka, które niepodobna było dojrzeć z poza gęstego sitowia i trzcin, a na brzegach którego pozostał niewywieziony przez zimę stóg siana. Kazaliśmy tu odprząc konie i założyć obóz. Były to przygotowania nader proste. Wbito dwie pary drewnianych widełek w ziemię, położono na nie drąg żelazny, na którym miał wisieć kocioł do gotowania zupy i kaszy, a także imbryk na herbatę. Z siana, wziętego ze stogu, przygotowaliśmy miękkie posłanie do siedzenia i na nocleg, złożyliśmy wpobliżu pudła i wory z prowjantami, przyrządami i zapasami myśliwskiemi, i na tem skończyliśmy urządzenie obozu.
Nie czekając na herbatę, przyrządzaną przez naszego kozaka, wziąłem strzelbę, gwizdnąłem na psa i poszedłem ku jezioru. Mój setter-gordon odrazu podniósł łeb, stulił uszy, nerwowo wyciągnął ogon i zaczął bardzo ostrożnie skradać się ku kępie trzcin. Jeszcze nic nie widziałem, ale słyszałem, jak pluskają i odzywają się na wodzie kaczki; z ich głosów odróżniałem nawet poszczególne gatunki. Czasami dochodziły mię basowe trąbienie gęsi, albo przeciągły jęk łabędzia północnego. Pod obłokami ciągnęło ptactwo, stado po stadzie, napełniając powietrze przeróżnemi głosami i coraz to częściej, szybując nad jeziorami i szerokiemi spiralami, opadało na ich powierzchnię.
Pies nagle zatrzymał się przy małym krzaczku i znieruchomiał, jak posąg ze spiżu, bardzo malowniczo wygiąwszy swe muskularne, zgrabne ciało.
Zdziwiłem się, gdyż krzak wyrastał z ziemi, gdzie nie było ani śladu wody. Mogłem oczekiwać jedynie bekasa albo dubelta.