Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ryby. Po paru godzinach ognisko już przygasało, a Goldowie, coś bełkocąc i miotając się, spali snem pijackim.
Przewodnicy jeszcze się krzątali przy pozostałej baryłce z wódką, ale byli również zupełnie pijani.
Obawiałem się o dzień następny, lecz się omyliłem. Wstali o świcie, trochę przybledli, ale wykonywali zwykłe czynności z dawną sprawnością i szybkością. Co do Goldów, ci znikli, jak kamfora. Na długo przed świtem opuścili oni cmentarzysko, gdzie pozostały tylko wiszące i kołysane przez podmuchy wiatru trumny z kory brzozowej.
W kilka miesięcy później spotkałem w tajdze Goldów, o których miałem tak niemiłe wspomnienie z powodu pijackiej orgji pogrzebowej.
Zmieniłem jednak swe zdanie, gdy zobaczyłem ich w warunkach ciężkiej walki o byt. Było ich trzech, wszyscy myśliwi; mieli karabiny pistonówki, noże i siekiery za pasami. Ich ubranie zwróciło moją uwagę. Najpierw spodnie i buty razem zrobione z futra jeleniego. Futro było na zewnętrznej i wewnętrznej stronie butów. Wewnątrz były wszyte strzyżone skórki zająca. Z góry na nagie ciało włożone mieli specjalne koszule goldzkie. Zasługują one na opis. Wyobraźmy sobie dwie koszule z futra jeleniego, włożone jedna na drugą tak, że futro pozostaje i od wewnętrznej strony i nazewnątrz, żeby pomiędzy dwiema warstwami skór pozostawało powietrze, jako najlepsza ochrona od zimna, obydwie warstwy są przedzielone spiralami z jelenich żył. Do ramion takiej koszuli przyszyty jest czepek, zastępujący nietylko czapkę ale i maskę na twarz od mroźnego wiatru, a do rękawów — futrzane rękawice.