Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

huczenie, które napełniło cały las, wszystkie jego zakątki od gęstej trawy do koron dębów. Dźwięk ten zakradał się do uszu, serca i mózgu. Chwilami zdawało się, że rozsadzi czaszkę. Niezawodnie czarownik potrafiłby doprowadzić człowieka do szaleństwa zapomocą tych małych deseczek i kawałka kory.
Huczenie zaczęło słabnąć i przeszło w dziwne, ledwie uchwytne dla ucha brzęczenie. Jednocześnie szaman odszedł w cień drzew, a wtedy w różnych miejscach, wśród panujących pod konarami ciemności zaczęły się zapalać blade ogniki fosforyzujące.
Goldowie zaczęli coś szeptać do siebie, z nabożeństwem i trwogą wpatrując się w mrok nocny.
Co to było? Sugestja, wywołana przez grającego szamana, czy też rzucał on w powietrze jakieś świecące przedmioty, naprzykład kawałki próchna dębowego, proszek zgniłych grzybów, lub świecące owady, których tak dużo posiada kraj usuryjski?
Po zjawieniu się ogników szaman wykrzyknął coś, co bardzo pocieszyło zupełnie już pijanych najbliższych krewnych nieboszczyka, Goldów zaś, którzy urządzali tę uroczystość, zmusiło do napełnienia wódką kilku nowych mis i dzbanów. Bardzo się to podobało naszym przewodnikom.
— Bogaty, porządny pogrzeb! — mruczeli, zacierając ręce.
Gdy czarownik zajął swe miejsce przy ognisku, zaczęła się uczta, a właściwie pijatyka, w której wzięli udział czynny i moi przewodnicy. Ludzie wprost zalewali się alkoholem, krztusili się, padali i znowu się podnosili poto tylko, aby pić.
Jedli mało, od czasu do czasu rozrywając zębami kawały pieczonego i gotowanego mięsa lub suszone