Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.
WIELKIE ŁOWY.

Minęło już dwa miesiące od dnia, gdy mały Laplandczyk zamieszkał w szałasie, ukrytym w leśnym jarze. Muto bywał tu teraz rzadko. Przychodził tylko poto, aby narąbać świeżych gałęzi dla renifera i na krótko wypuścić go z chlewu. Zresztą poza paszą stary Ran niczego więcej nie potrzebował.
Jak wszystkie niemal zwierzęta skrajnej północy w zimie mógł spać bez przerwy, budząc się poto tylko, aby przeżuć kilkanaście gałązek, poczem znowu zapadał w sen głęboki, niczem niewzruszony.
Nie budziły go nawet jękliwe zawodzenia wilków, zabiegających tu z tundry, ponieważ zwęszyły wkońcu zamknięte w zagrodzie zwierzę. Jeden z drapieżników spróbował nawet podkopać się pod ścianę chlewu i wytknął z otworu łeb, świecąc krwawemi ślepiami. Stojący i pogrążony w drzemce Ran nie tyle posłyszał, ile zwęszył obecność wilka. Leniwie otwarłszy oczy, ujrzał zębatą paszczę. Nie namyślając się długo, walnął w łeb ostrą racicą, poprawił rogiem i znowu przymknął oczy, nie słysząc już żałosnego skowytu zmykającego zbója.
Muto zaglądał też do szałasu, sprawdzając, czy