Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zrozpaczony strzelec długo jeszcze słyszał tupot i łomot umykającego zwierza. Stał drżący, ze łzami w oczach i nie zdążył strzelić do starej klępy[1], która wybiegła na polanę, lecz zwęszywszy zabitego byka, zawróciła i znikła w lesie.
Wkrótce dopadły Muta zziajane psy. Dysząc ciężko, podbiegły do leżącego byka i jęły lizać krew, poczem pokładły się, wyczerpane długim pościgiem.
Chłopak zaczął obdzierać zdobycz ze skóry.
Nagle Wou poruszył się i głośno, ze świstem wciągnął chrapami powietrze.
Z trudem podniósł się i, opuściwszy głowę, podreptał przez polanę. Stanął wkrótce nad śladami starego byka i poszedł jego tropem.
Zanurzywszy się w krzaki, nagle zaszczekał radośnie. Zwabiona tem suka, pobiegła na jego głos i też naszczekiwała.
Zaciekawiony Muto odnalazł oba szpice. Stały nad małą kałużą krwi, już zczerniałej na śniegu.
— Aha! Trafiłem go przecież! Poszedł z moją kulą! — wyrwał się chłopakowi triumfalny okrzyk.
Psy spoglądały na niego pytająco.
Machnął im ręką i zawołał:
— Szukajcie, pieski, może gdzieś leży mój łoś!
Szpice ruszyły przez haszcze i śnieżne wydmy. Szły wolno, lecz chociaż znużone, nie traciły tropu.

Muto powrócił do swej pracy, zdarł skórę i naprędce zbudował coś nakształt szałasu, a raczej po-

  1. Północni myśliwi zabijają, niestety, samice łosi i jeleni, bo nie mają prawa łowieckiego, obowiązującego kulturalnych myśliwych. Wskutek takiej rabunkowej gospodarki łowieckiej, ilość grubej zwierzyny szybko się zmniejsza na północy Europy, Azji i Ameryki.