Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, nie mógł ominąć patyczka, zawadziłby o niego i zrzucił na siebie deskę, przytłoczoną ciężkim odłamkiem kamienia.
Pięć takich „stępic“, zdradliwych potrzasków, zastawił Muto i powrócił do domu, gdy już zmierzch zapadał.
Chłopak udał się wcześniej na spoczynek, ponieważ zamierzał jeszcze tejże nocy wyjść na łowy.
Śpieszno mu było zmierzyć się z łosiami o potężnych rosochach.
Za skóry ich płacono drogo w Kole i Kandałakszy[1], a jeszcze drożej — w pogranicznych osiedlach norweskich, łosiowy bowiem zamsz ma wielki popyt w fabrykach obuwia i innych wyrobów ze skóry.
Muto wiedział o tem, więc palił się do zdobycia największej ilości tych skór.
Nie sądzone mu było jednak zapolować prędko na łosie, ponieważ zaszedł wypadek, który zmienił postanowienie chłopaka.
W nocy obudził się nagle. Wyrwało go ze snu złe warczenie psów. Biegały wokoło szałasu i głucho porykiwały. Muto dorzucił gałęzi na ognisko i nasłuchiwał.
Nao co chwila odbiegała od obozu i znikała w ciemności.
Gdy powracała, kiwała ogonem i znów odbiegała.

Najwyraźniej zamierzała gdzieś poprowadzić chłopaka, nie umiała tylko powiedzieć gdzie i poco. Muto zaś nie mógł się domyśleć. Zbił go też z tropu

  1. Portowe miasteczko na półwyspie Kolskim.