Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gasającem ognisku i zwiniętych przy nim, objedzonych, kosmatych pieskach i popłynął dalej, aby wszystko zbadać i zobaczyć.
Muto obudził się, kiedy już na dobre świtać zaczęło, szybko się umył, posilił i, wziąwszy strzelbę, pobiegł w głąb kniei, poprzedzany przez Nao. Suka oglądała się co chwila i piszczała. Zapewne wołała syna, którego Muto uwiązał do sanek i kazał pilnować „domu“.
Chłopak umyślnie wybrał Nao na dzisiejszą wyprawę. Był to doświadczony, znakomicie przez Samutana ułożony pies łowczy. Młody Wou miał ostrzejsze powonienie, był wytrwalszy i bardziej zacięty w tropieniu i pościgu za zwierzem, lecz matka jego posiadała zato niezwykłą wprawę myśliwską i spryt.
Muto tego dnia nie zamierzał polować, lecz chciał zbadać, jaką może spotkać zwierzynę w puszczy nad Wyrem.
Odszedłszy daleko od obozu, spojrzał na idącą przy nim Nao i rzekł do niej cichym, lecz rozkazującym głosem:
— Urr...
Pies obejrzał się na pana i, pochyliwszy głowę, pobiegł naprzód.
Chłopak szedł za nim, nadążając na nartach, lecz Nao znikła wkrótce.
Muto stanął i czekał.
W ciszy przywalonej śniegiem puszczy żaden dźwięk nie ginął.
Chłopak łowił uchem daleki furkot skrzydeł zrywającego się z ziemi jarząbka, głuche, kłótliwe okrzyki czarnych, czerwonobrewych cietrzewi, żerujących na