Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pospolitych tu gatunków. Czasami, coraz rzadziej zabrną tu słonie, żyrafy i strusie. Nietrudno tu o spotkanie ze lwem, lampartem i hieną.
Brzegi Nigru roją się od wodnego ptactwa: brodźców, bąków, czapli, spatul, żórawi, strojnych Mycteria abyssinica i barwnych, niezgrabnych gęsi senegalskich. Wysoko, pod rozpalonym namiotem nieba, krążą, wypatrując zdobyczy, sępy, sokoły, jastrzębie i odważniejszy od nich, biało-czarny orzeł — rybak (Haliaetus vocifer).
Dżunglę przecinają setki ścieżek, któremi jednak nigdy nie kroczył człowiek. Są to szlaki zwierzęce. Ostre kopytka antylop, miękkie, lecz ciężkie łapy lwa i lamparta, okrągłe ślady nóg bawołu — przebiły przez chaszcze te ścieżki.
Gdy wprawny myśliwy-murzyn prowadził mnie przez brussę wpobliżu Sahelu, przecinając ścieżki zwierzęce, słuchałem nieraz cudnej opowieści, którą zawiera tajemnicza „księga dżungli“.

— Patrz! patrz! — szeptał murzyn, schylając się do samej ziemi. — Tu „Suluku“ — hiena, skradała się za „damisá“ — panterą, tropiącą „diadó“ — dzika. Stał on tu, nad tym potokiem i pił… Zwęszył jednak wroga, rzucił się do wody, przepłynął na tamten brzeg… Pantera powróciła do brussy, bo widzę ślad uciekającej przed nią w popłochu „suluka“… Wczoraj tu przechodził bawół, a za nim kroczyły trzy antylopy — koby… Doszły razem do wody i spłoszyły tu stadko małych, brunatnych bolé-foré[1]… Tu spędzało upalne godziny

  1. Antylopy Maxwella.