Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O, Boże wielki! Nareszcie… Operator porywa za karabin, a więc można strzelać!
Cicho się podnoszą lufy ekspresu, bucha strzał i rozkwitająca, potężna kula 9,3-milimetrowa mknie ku zwierzęciu.
Niedość jednak trafić go, należy trafić dobrze, w miejsce odpowiednie, gdyż inaczej ucieknie i zdechnie gdzieś w lesie na radość lwom, lampartom i hienom.
Natura Afryki włożyła we wszystkie żyjące istoty nieprzebrane zapasy sił życiowych. Czarna małpa (Cercocebus fuliginosus) z wypadającemi wnętrznościami ma dość siły, aby się wdrapać na wierzchołek olbrzymiego drzewa i tam, wcisnąwszy się do dziupli, lub śród gałęzi, — umrzeć, aby się stać zdobyczą nie człowieka, lecz orłów i sępów.
Widziałem bawołu, któremu przebiłem arterję szyi, a on biegł jeszcze 250 metrów i legł w lesie dopiero wtedy, gdy dostał jeszcze kulę w piersi, drugą w brzuch, chociaż podczas swej ucieczki wylał kałużę krwi.
Mała antylopa Cephalophus, przeszyta kulą z polskiego karabinu od tyłu do piersi, — biegła około kilometra, aż ją dogoniły psy murzyńskie.
Tę samą żywotność spotykałem tu śród owadów, ptaków i płazów. Tylko ludzie, czarni ludzie, są słabi i ospali. Zdaje się, że tysiące razy powtarzające się krzyżowanie szczepów murzyńskich pomiędzy sobą i z najeźdzcami różnych ras, nużące słońce, febra i inne „złe duchy“ ziemi i wody — osłabiły murzynów może nie tyle fizycznie, gdyż są tu okazy o pięknej budowie ciała, potężnych mięśniach i niestrudzonych nigdy no-