Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieznany mulat z dalekiej kolonji — będzie mógł prosić Najwyższą Istotę o wieczny spokój dla miotającej się i nieukojonej duszy Don Kiszota-Cervantesa.
Tak! Wymarzona chwila oblecze się niebawem w kształty rzeczywiste!
Dlaczegóż jednak nie przeżywa on teraz obłędnej niemal radości?
Siedzi z szeroko rozwartemi oczami, wpatrzony w mrok nieprzenikniony. Zaostrzony bezsennością słuch chwyta każdy dźwięk i najlżejszy, nieuchwytny szmer. Jeden z chłopców coś mruczy bezładnie, inny — przez sen wzdycha żałośnie; być może, dręczą go bezwiednie niepokojące myśli; cicho szeleści skrzydłami ćma — duża, biała, puszysta ćma o czerwonych, nieruchomych oczach i krzyżu na grubym odwłoku; zgrzyta ostremi zębami mysz; z poza trzcinowych mat dochodzi cienkie, przenikliwe cykanie dużych nietoperzy, co to gnieżdżą się w gąszczu mangowców i na strychu szkoły; od morza dopływa głuchy ryk spóźnionego parowca, którego nie wpuszczono do portu; a skądś zdaleka, być może, z głębi dżungli, albo od gór Meharatu sączy się jakaś przeciągła, drżąca nuta.
— To szakale jęczą... lub może porykuje głodna pantera?... — śmiga myśl, natychmiast znikająca bez echa.
— Ach, serce jego, dusza, umysł pochłonięte są czemś innem, ważniejszem, najdroższem w życiu! Liza!... Dla wszystkich w szkole dobra i uprzejma była — i dla Pedro Jago, i dla małej, chorowitej Betty — murzynki, i dla Alfonsa Calealleros — łobuza nad łobuzami, i dla czarnych, ciągle roześmianych Bambuli, Faruby, Nioro, Sancho, Ruty i innych — jego jedynie wyróżniała, obdarzała szczerą i ciepłą przyjaźnią... siostrą mu była...
Nie! Nie należy kłamać nawet przed samym sobą! Liza nie miała dla niego siostrzanych uczuć...