Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gody rycerza z La Manczy. Gdy doszedł do ostatnich słów umierającego Don Kiszota:

„Wszystko przeminęło, a teraz proszę o przebaczenie za czyny moje. Nie jestem już rycerzem Don Kiszotem, stałem się dawnym Alonso Dobrym, jak nazywali mnie ubodzy wieśniacy i tłumy żebraków, — Alonso el Bueno!...“

— to wtedy właśnie Liza wybuchnęła spazmatycznym płaczem, tak, że długo nie mógł jej uspokoić.
Innym znowu razem zapłakała przy czytaniu rozdziału, w którym rycerz pouczał swego przyziemnego, sprytnego giermka:

„Wolność — to najwyższe dobro, dane człowiekowi przez Niebo. Nic nie da się porównać z wolnością — ani skarby, ukryte W głębi ziemi, ani też te, które zawiera w sobie otchłań morza. Wolność i honor warte są ofiary życia!...“

Liza płakała, słuchając tych słów szlachetnych, a gubernator, obecny przy tem, bystro się przyjrzawszy natchnionej i surowej twarzy mulata, pomyślał, że na szczęście tylko nieliczni wybrańcy potrafią tak namiętnie wymawiać słowo: „Wolność“.
Enriko Kastellar, mulat i bękart, zrozumiawszy najbardziej utajone myśli genjalnego Miguela Cervantesa de Saavedra, po raz pierwszy odczuł pragnienie, aby stanąć przed pomnikiem jego w Madrycie i ujrzeć na własne oczy postać i oblicze niezwykłego proroka i nauczyciela, który mógł napisać nieśmiertelne: „Vida y bachos del ingenioso Hidalgo Don Quixote de la Mancha“.
Dziś dowiedział się, że pragnienie to, chwilami niepohamowane, zostanie zaspokojone. Pojedzie wkrótce do Madrytu, gdzie przed grobowcem wielkiego pisarza, on —