Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swemi w naukach, oczytaniem i wiedzą. Nikt lepiej od niego nie umiał rozśmieszyć Lizy opowiadaniem zabawnych przygód murzyńskich; nikt nie potrafił wycisnąć łez z jej pięknych oczu. On zato widział je nieraz, gdy czytał przyjaciółce „Don Kiszota“ Cervantesa.
„Don Kiszot“.
Enriko usiadł na łóżku i, oparłszy głowę na rękach, zamyślił się.
Przypomniał sobie, że gdy po raz pierwszy przeczytał nieśmiertelny romans genjalnego Hiszpana, z niesmakiem odłożył książkę. Pozostało wrażenie szyderstwa, niemal urągania. Coś jednak pociągało go do tej opowieści. Przeczytał ją kilka razy i wkońcu zrozumiał, że w śmiesznych awanturach ubogiego rycerza z La Manczy tkwił na dnie dramat, bliski i zrozumiały dla niego — czytelnika o oliwkowej twarzy i czarnych, rozmarzonych oczach.
Życie wydało mu się wtedy długotrwałem nieporozumieniem, a śmierć — ciężkim kamieniem z napisem, świadczącym o zburzeniu najlepszych nadziei. Czyny Don Kiszota zajaśniały wielkodusznością i szlachetnym porywem, a on sam — dziwaczny rycerz — stawał się coraz bardziej zadziwiającym, naiwnym prorokiem, bohaterskim w wirze cierpień i nieskończenie dobrym w swej cudacznej walce z ludźmi i wiatrakami.
Nietyle zrozumiawszy to, ile wyczuwszy, chłopak zgromadził wokoło siebie kolegów i koleżanki i jął czytać im utwór Cervantesa i po swojemu objaśniać go namiętnym, pełnym zachwytu głosem.
Przysłuchiwali się temu „Biali Bracia“ i zdumiewali się tak głębokiem zrozumieniem ukrytej treści wielkiej epopei i wnikliwej analizy duszy jej bohatera.
Posłyszawszy o tem, Liza prosiła chłopca, aby w niedziele, które spędzali zwykle razem, czytywał i jej przy-