Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mulat ze świstem wciągnął powietrze i zakończył opowiadanie.
— Czarownik powiedział mi, że matka moja od kilku lat jest kochanką oficera, a ja... ja — jego synem... Powiedział mi jeszcze coś, ale to było już wyłącznie dla mnie, don Miguel, dla — „cętkowanego bękarta“! Wyśledziłem potem oficera i przyszedłem do niego. Mieszkał w białym domku przy placu koszarowym... Rozmawiałem z nim.
— Cóżeś mu powiedział? — zapytał z ciekawością gubernator.
— Powiedziałem mu wszystko, co zatruwało moje serce — szepnął mulat.
— No, i cóż dalej?
— Oficer zbił mnie aż do nieprzytomności i kazał wyrzucić za parkan dzielnicy wojskowej... Tam znalazł mnie ojciec Robert i, dowiedziawszy się o wszystkiem, zabrał do przytułku „Białych Braci“...
Zapanowało milczenie...
Wreszcie generał zapytał:
— Nie znasz swego prawdziwego nazwiska, Enriko?
Młodzieniec podniósł głowę i odparł:
— Nazywam się Enriko Kastellar, lecz nazwisko tego, który mnie zbił i okrył hańbą „bękarta“, brzmi inaczej, wspanialej — Dominiko Kastellar hrabia de l’Alkudia... Obecnie jest generałem gwardji królewskiej!
— Tak! — mruknął gubernator. — Właśnie o tem chciałem pomówić z tobą, Enriko.
— Poza tem chciałbym jeszcze o coś zapytać pana, don Miguel... — przerwał mu mulat.
— Pytaj!
— Czy prawo ściga Hiszpanów za zbrodnie, dokonywane na murzynkach i bękartach? — spytał Enriko, wbijając surowy wzrok w twarz generała.