Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdzieś na dno serca nienawiść i krzywdy swoje, zwolnić umysł od wszelkich uczuć drażniących; zamiast serca, w którem kipiała krew burzliwa, mieć w piersi kawał lodu, a w mózgu — spokój i myśl sprawną, niby zahartowana sprężyna stalowa. Borykał się ze sobą, zwalczał i ulegał, wpadał w rozpacz, to znów powtarzał, że opanuje wszystkie uczucia i nie uczyni fałszywego kroku, nie wypowie żadnego niepotrzebnego zdania.
Rano przyjrzał się sobie w lustrze. Był blady, w oczach miał ponure błyski, lecz siłą woli stłumił je i zgasił. Od tej chwili twarz mu skamieniała i zachowała niewzruszony spokój.
Nie pamiętał, jak dojechał do redakcji i jak wyruszył dalej razem z don Atocha. Nic nie mówiąc przez całą drogę, oprzytomniał dopiero przy wysiadaniu z taksówki. Zatrzymali się na pierwszem piętrze szerokich, marmurowych schodów, okrytych czerwonym chodnikiem. Drgnął, gdy wzrok jego padł na mosiężną tabliczkę.
— Generał pierwszej dywizji gwardji, D. Kastellar hrabia de l’Alkudia.
W jednej chwili opanował nerwy, wyprostował się i wciągnął całą piersią powietrze. Czuł się zupełnie spokojnym i przygotowanym na wszystko. Nacisnął bez wahania guzik dzwonka.
Weszli do poczekalni i oddali bilety swoje ordynansowi.
— Ekscelencja prosi panów! — oznajmił po chwili żołnierz, stojący przy drzwiach.
Enriko liczył każdy krok.
Gdy postawił piętnasty, uchyliły się przed nim wysokie, rzeźbione drzwi i wszedł za redaktorem do półciemnego gabinetu.