Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie jestem pyszny! — zaprzeczył chłopak. — Przysiągłem przed Chrystusem, że będę zawsze pierwszym, i wszystko zrobię, aby przysięgi dotrzymać! Gdy inni chłopcy grają w piłkę lub w tennisa, ja się uczę, czytam i... myślę.
— Dlaczegóż to zamierzasz być pierwszym? — spytał „Biały Brat“, zaglądając mu w oczy.
— Dlatego, żeby nikt nigdy nie ważył się nazwać mnie „Cętkowanym“! — syknął mały mulat, zaciskając wargi i pięści.
Mnich nachmurzył czoło i, pochylając się nad wychowankiem, szepnął:
— Czy wiesz, chłopcze, dlaczego źli ludzie dali ci to przezwisko?
Mulat w milczeniu skinął głową.
Prefekt westchnął i, przytuliwszy do siebie chłopca, rzekł poważnym głosem:
— Nie obawiaj się niczego, pracuj, ucz się, a dojdziesz do celu. Idź teraz do klasy, Enriko, bo słyszę, że brat Ambroży dzwoni już!
Zakonni bracia w odświętnych habitach i jeszcze wilgotnych po wyczyszczeniu kredą białych hełmach obchodzili wszystkie klasy, doprowadzali do porządku potargane włosy i ubrania chłopców i dziewczynek, dając im wskazówki, jak należy witać gubernatora i rozmawiać z nim.
Murzyniątka, szczerząc białe zęby i wytrzeszczając łobuzerskie, pełne ciekawości oczęta, co chwila wskakiwały i zaglądały w okno. Ich biali koledzy mieli nieco niepewne, zmieszane miny.
Po chwili na obszernym dziedzińcu szkolnym ryknął samochód i, miękko zgrzytnąwszy kołami na piasku, stanął przed domem.